Ortodoks Ortodoks
364
BLOG

Geopolityka XXI wieku, czyli jeszcze będzie ciekawie.

Ortodoks Ortodoks Polityka Obserwuj notkę 4

Obyś żył w ciekawych czasach. To chińskie przysłowie, czy też raczej klątwa, ma się niezmiennie nieźle. Ledwo zakończył się bardzo ciekawy fragment historii jakim była zimna wojna, a już przeszliśmy do kolejnej odsłony ciekawości.
 
Po dawnych czasach na planszy świata zostało sporo rozrzuconych luźno klocków. Ich układaniem od początku zajmowały się jedynie Stany Zjednoczone. Ale już wkrótce potem, bo tak od pierwszej połowy lat 90., Chiny podjęły decyzję, że ich celem jest zrzucenie Ameryki z piedestału. I systematycznie realizują tę strategię. Zaczęły od podważenia modus operandi jakie dawało Stanom potęgę na przestrzeni ostatnich dekad. Chodzi oczywiście o detronizację dolara. Chiny, działając niczym piąta kolumna wewnątrz WTO torpedują główną walutę świata nie poprzez metody klasyczne (cła), bo te są wg reguł WTO nielegalne (dlatego Chiny chciały wejść do WTO - żeby nie spotkały ich retorsje w postaci ceł). Robią to poprzez mechanizmy nie podlegające żadnej międzynarodowej kontroli. Mianowicie poprzez regularne i drastyczne interwencje walutowe. Budują w ten sposób potęgę państwa chińskiego. Robią to kosztem ogromnych wyrzeczeń większości obywateli Chin, ale jako że nikt nigdy się tam tym nie przejmował, to i problem dla Pekinu jest znikomy.
 
W międzyczasie głowę zaczęła podnosić Rosja. O tym już trochę pisałem, więc nie będę się powtarzał. Argumenty za tą tezą już wyłożyłem.
Mamy też Niemcy. Największą potęgę gospodarczą Europy i jedną z największych na świecie. Nie mają co prawda siły militarnej, ale na dobrą sprawę gdyby tylko postanowiły mieć… to kto im zabroni? Poza tym zawsze mogą kazać iść się prać w ich imieniu swoim wasalom.
 
Osobna sprawa to Wielka Brytania. Niby tylko cień dawnej potęgi. Ale to wciąż potężny gracz. A jeśli jako Wielką Brytanię nie traktować jej monarchów i premierów, tylko londyńskie City, to okaże się, że to jednak nadal światowy top.
 
I to w zasadzie tyle. Są jeszcze potęgi lokalne lub aspirujące. Japonia, może w jakimś sensie Indie. Jeszcze inna sprawa to Izrael, a w zasadzie to stojąca za nim potęga żydowskiej diaspory trzęsącej połową globu. Coś pominąłem?
 
Jeden z tutejszych blogerów prezentuje ostatnio niezły rozmach. Zagłoba handlujący Niderlandami to przy nim harcerz zbierający datki na obóz. Tworzy geopolityczne konstrukcje, w których to Polska ma być rozgrywającym. Ale bądźmy poważni. Liczą się ci, którzy mają kasę, armię, a najlepiej obie te rzeczy. Konieczne, aby zajść na szczyt szczytów, jest też narzucić światu swoje wzorce kulturowe. Nawiasem, to ostatnie może być najpoważniejszym wyzwaniem dla Chin. Choćby bardzo chcieli, to nikt normalny tych ich krzaczków nie pojmie. No chyba, że sobie jakoś przekaz uproszczą i uczynią strawniejszym dla, przede wszystkim, ludzi Zachodu. A co z tych trzech rzeczy ma Polska?
 
Są więc wciąż najsilniejsze, ale poddawane ciągłym próbom siły Stany. Jest Rosja, są Niemcy, Brytyjczycy, Japonia. W tle wszystkiego Izrael, a gdzieś w drugim rzędzie Indie. Tyle.
 
Nawiązując do tematu ostatnio wiodącego, czyli Ukrainy, to jest to takie miejsce na mapie, że żadna chcąca się liczyć w światowej rozgrywce potęga nie może odpuścić. A przynajmniej nie powinna. I w żadnym wypadku potęgi nie oddadzą tutaj inicjatywy jakiejś Polsce. Ja wiem, że to smutne, ale cóż poradzić.
 
Jest tak dlatego, że po pierwsze Ukraina to taki przedpokój dla zarówno Niemiec jak i Rosji. Kiedyś także dla Brytyjczyków - tutaj warto sobie zdać sprawę kto zakładał pierwsze faktorie przemysłowe, które następie przekształciły się we współczesny Donieck.
Po drugie to bardzo zasobny kraj (nie mylić pojęć "kraj" i "państwo"). Nie to co paru sąsiadów. To wielce istotny kąsek dla każdego poważnego gracza.
Z całym szacunkiem dla sympatycznych Gruzinów, jako kąsek to jest zupełnie inna półka. Wydaje mi się, że jedna z najwyższych na świecie. O Gruzję Rosja walczyć nie musiała "po trupach". Ukrainy jak się zdaje tak łatwo im konkurenci nie odpuszczą.
 
Sądzę więc, że choć już jest ciekawie, to będzie jeszcze ciekawiej. Niekoniecznie w tej odsłonie sporu. Przecież jeszcze pół roku temu nikt by nie uwierzył w to co się właśnie wyprawia. Może więc być tak, że sytuacja się ustabilizuje w jakiejś postaci, ale to nie będzie postać ostateczna. Temat wróci. Za rok, dwa, kilka.
 
Zagadką największą w całym tym zamieszaniu jest, czy na świecie wykształci się jakiś nowy "światowy policjant"? A może nie nowy, tylko sama Ameryka odwróci negatywny trend swojej pozycji? Albo też będziemy znów mieli układ bipolarny? A jeśli tak to wg jakiej osi? Możliwy jest też układ wielobiegunowy. Taki nowy "koncert mocarstw".
 
Po co ja to wszystko piszę? Bo te scenariusze są absolutnie poza pojęciem polskiej polityki zagranicznej. Żeby osiągnąć pozycję rozgrywającego, chociażby tylko w regionie, to trzeba najpierw odbudować swoją gospodarkę. Po prostu trzeba stworzyć budżet na różne ambitne działania. Tylko dzięki temu można osiągnąć samodzielność i niezależność.
 
Dziś niestety jest tak, że wyrywając się niepytanym do odpowiedzi w sprawie Ukrainy wychodzi się na gołodupca, który wpada na raut milionerów. W najlepszym wypadku zostanie się potraktowanym protekcjonalnie i grzecznie wyproszonym. W najgorszym można dostać lanie od ochroniarzy.
 
Co bym więc radził Tuskowi i jego następcom (bo to chyba nieuniknione, że chłop już długo nie porządzi)? Przede wszystkim wstrzemięźliwość. Bo co jeśli się okaże, że w jakiejś egzaltacji któryś z naszych włodarzy wyraził zgodę na wykorzystanie, powiedzmy przez Amerykanów, Polski jako bazy wypadkowej do kolejnej awantury? Tak jak to było w przypadku słynnych więzień CIA? Co jeśli Putin nie żartował z tymi bojowcami szkolonymi w Polsce? Tylko że nie wiedział wszystkiego, i nie byli to bojowcy z majdanu, a zawodowi agenci CIA, którzy następnie przerzuceni do Kijowa dokonali brutalnej prowokacji? Cholera wie w jakim celu. To nie ważne. A przecież jak kiedyś tam, dawno temu, Lepper mówił o Klewkach i Talibach, to wszyscy tylko boki zrywali. Włącznie ze mną, żeby nie było. A potem taki numer wyszedł.
Czy to naciągana teoria? Jasne że tak. I to nawet mocno. Ale po pierwsze, jak uczy historia nie taka całkiem niemożliwa, a po drugie nawet jeśli to bzdury, to nie oznacza to, że kiedyś Ruscy nie wykorzystają tej "historii" jako casus belli. Fabrykując jedynie jakieś poszlaki.
 
Puentując. Dopóki polski rząd (czy wywiad) nie będzie miał 100%, a nawet 200% pewności kto tak naprawdę, i na co gra na Ukrainie, to siedziałbym cicho. Bo jeszcze się to odbije czkawką. A nie zanosi się chyba na to, że będzie miał choćby 50% pewności. Dziś Tusk gra wysoko. Obstawia konia zdaje się w ciemno. No, może widząc tylko jego zarys za kotarą. Może być natomiast tak, że Rosja pogodni kota Zachodowi (tylko komu konkretnie na tym Zachodzie?), a może być też tak, że zostanie skarcona. Powtarzam - chyba nikt nie wie kto tam teraz z kim i co knuje. I kto ma jakie karty w dłoni.
Dziś niestety pozostaje mieć tylko nadzieję, że Tusk nie przelicytuje. Albo że postawił na konia właściwego.
Ortodoks
O mnie Ortodoks

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka