Ortodoks Ortodoks
2436
BLOG

Wszystkie klęski Putina

Ortodoks Ortodoks Polityka Obserwuj notkę 86

Widzę, że ścierają się ze sobą dwie teorie. Jedna mówi, że Putin przegrał Ukrainę. Ona zresztą opiera się na mocniejszym fundamencie. Jest nim ogólne przeświadczenie o degrengoladzie Rosji. Gospodarczej, militarnej i politycznej. Na dodatek jeszcze to szaleństwo w słowach Putina. Wnioskiem płynącym z tej teorii jest przekonanie o zwycięstwie Zachodu. Niektórzy snują nawet wizje, w których "odbijana" jest Białoruś. A potem, to ho-ho, kto wie…
Druga teoria jest, a jakże by inaczej, odwrotna. Mówi ona, że Rosja jest tak naprawdę w dużo lepszej kondycji niż całkiem niedawno była. Że na Ukrainie niczego nie przegrała, tylko toczy swoją grę zgodnie z planem. Że Putin nie jest wariatem, tylko wytrawnym politykiem, który wszystko co robi, robi w sposób skuteczny.
 
Mi bliższa jest teoria druga. Poświęciłem temu parę ostatnich notek. Dlaczego więc mam taki, a nie inny pogląd na sprawę? Mogę się mylić - to jasne - ale opieram te przekonanie na obserwacjach tego co dzieje się ostatnimi laty na świecie. W kontekście Rosji naturalnie.
 
Zacznę od samej osoby Władymira Putina. Pamiętam końcówkę lat 90-tych. Wtedy na Kremlu trwał niemały zamęt. Dla przypomnienia - wtedy też był "kryzys gospodarczy" w tle. Ten zwany "azjatyckim". W ciągu 2 lat premier Rosji zmieniał się bodaj 6 czy 7 razy. Strajkowali górnicy, armia była w rozkładzie. Rosja dotykała dna. Pamiętam też jak pewnego dnia dogorywający Jelcyn wyjął kolejnego królika z kapelusza. W Wyborczej pojawił się nawet "na jedynce" taki tytuł będący grą słów: "Raz Kirijenko, raz Putin". Bo ten Putin miał być takim własne efemerycznym figurantem. Wówczas zdawało się, że kart rozdawać będą np. Czernomyrdin czy mer Moskwy - Łużkow.
 
Dopiero całe lata później okazało się, że moment mianowania Putina premierem stanie się mocną cezurą we współczesnej historii Rosji. Sądzę zresztą, że obecni zwolennicy teorii "klęski Putina" mentalnie (w sensie oceny siły Rosji) siedzą w latach 90-tych. Ale to tak na marginesie.
 
Przypomnieć warto też kilka faktów ze sceny międzynarodowej. Rosja notowała wówczas porażkę za porażką. Rozpad Jugosławii i marginalizacja samej Serbii. Katastrofalna wojna w Czeczenii (ta pierwsza) z niesławnymi masakrami kolumn pancernych w Groznym. Generalnie rozpad armii. Porażki dyplomatyczne w kwestii emancypacji państw Europy Środkowej i ich ostateczne przystąpienie do NATO. Utrata znaczenia Wspólnoty Niepodległych Państw, to kolejna sprawa. Chronologicznie ostatnim solidnym kopniakiem była interwencja NATO w Kosowie. Aż pojawił się Putin.
 
Każdy chyba pamięta, a jak jest za młody to pewnie doczytał, w jakich okolicznościach Putin przeobrażał się z "królika z kapelusza", w męża opatrznościowego. Zamachy - prawdopodobnie sfingowane przez FSB Putina - wskazały Czeczeńców jako sprawców. Potem druga wojna w Czeczenii, Dagestanie i okolicach. Tym razem inna. Niby to była wciąż ta sama armia, ale już inaczej działająca. Metodycznie odzyskiwała pozycję w zbuntowanej republice. To był pierwszy triumf Putina. Był on jednocześnie narzędziem do zdobycia władzy jak i sygnałem wysłanym światu.
 
Potem trwało gruntowanie pozycji Putina u władzy. Tym razem jako prezydenta. Kolejna sprawa warta przypomnienia. Odbudowę Rosji Putin zaczął od fundamentów. Najpierw rozprawa z co bardziej samodzielnymi oligarchami. Z niektórymi się dogadał, mniej chętnych do układania się wygnał bądź zamkną w więzieniach. Przejął też media, z telewizją NTW na czele. Potem centralizacja państwa. Czy ktoś pamięta jaką mieli przed Putinem pozycję (formalną i realną) gubernatorzy? No właśnie. A on z tym skończył. Następnie odbudowa gospodarki poprzez pobudzanie eksportu. W tym ostatnim pomogła globalna koniunktura na surowce. Teoria tzw peak oil wskazuje zresztą, że wzrost cen surowców energetycznych jest w długim okresie nieodwracalny. Sukcesem Kremla jest umiejętne wykorzystanie tych poniekąd obiektywnych okoliczności.
 
Budowa stałych i wysokich nadwyżek handlowych to podstawa sukcesu każdego państwa. W tym i Rosji. O tym się rzadko pamięta i mówi, bo dziś ten merkantylistyczny pogląd przegrywa z keynesowską logiką PKB. W ciągu dekady Rosja przeszła długą drogę. Startowała z bardzo niskiego pułapu, ale już dziś gospodarczo lata wysoko. Niewielu to wie, bo takich tematów się unika (ciekawe dlaczego), ale Rosja nie tylko surowcami dzisiaj stoi. Udział gospodarki surowcowej (gaz, ropa i inne) to jakieś 15% PKB Rosji. Zdziwienie? Ale tak właśnie jest. 15-20%... Odsyłam do fachowych periodyków czy nawet stron w sieci. Można znaleźć. Wiem, że w telewizji o tym się mało wspomina. Tam tylko ropa i ropa. Owszem, udział surowców w eksporcie jest znacznie większy (ok 50%), ale to nie ma wielkiego znaczenia w obliczu tego, że ceny ropy i gazu spadać nie mają zamiaru. To wciąż woda na młyn Moskwy.
 
Rosja nominalnie jest 5-6 największą gospodarką świata (wg parytetu siły nabywczej). Nie ma praktycznie długów. Ma potężne rezerwy. Ostatnie, niezbędne interwencje walutowe to małe piwo - gdyby np. Francja miała wykonać podobny ruch, to by zbankrutowała. A Rosji to nie ruszyło. Wykorzystała to wręcz do zwiększenia rentowności bilansu handlowego. Rosja ma, w niektórych segmentach (większość krajów ma jednak jakieś specjalizacje - Rosja taże), bardzo nowoczesny przemysł, który w przeciwieństwie do wielu państw Zachodu napędza gospodarkę. Oczywiście kluczową rolę odgrywa tu zbrojeniówka. Ale już nie taka jak za wczesnego Stalina. Znacznie nowocześniejsza. I na tym, oraz na surowcach Rosja trzepie wielką kasę. To postawienie gospodarki na nogi, i to silne, a nie wirtualne, to kolejny sukces Putina. Jasne, lud rosyjski nadal bieduje, tylko czy kiedykolwiek Kremlowi to przeszkadzało? Wszystko to działo się to niejako w tle. Na arenie międzynarodowej trwał w międzyczasie relatywny spokój.
 
Kreml działał w mniej spektakularny sposób. Ale bardzo efektywnie. Przykład rozegrania sprawy rury bałtyckiej jest tu znakomity. A już policzek wymierzony Zachodowi w postaci skaptowania do Gazpromu ex-kanclerza Niemiec… Majstersztyk. Do niektórych już wtedy docierało, że Rosja to już nie ta samo państwo co za Jelcyna.
 
Aż nadszedł czas, by wyjść z cienia i przetestować Zachód na okoliczność działań innych niż dyplomatyczne czy gospodarcze. W 2008 roku Rosja ruszyła na Gruzję. To był dla Zachodu wstrząs. Pamiętam miny Sarkozyego i innych. Putin wtedy pokazał, że nie boi się sankcji gospodarczych (bo ma mocne karty w tej kwestii), i że dyplomatycznie "utrata twarzy" też mu nie straszna. Pokazał przy tym, i przećwiczył w warunkach bojowych, swoją armię. Jakże inną niż ta z pierwszego Groznego. Mniejszą, ale zawodową. Doinwestowaną. Taką, w której alkoholizm czy demoralizacja jest zdecydowanie mniejszym problemem niż 10-20 lat temu.
Pozbawienie wpływu Tbilisi na Osetię było niewątpliwym sukcesem Putina. Praktycznie bez konsekwencji zmienił status quo na Kaukazie.
 
Później mieliśmy Smoleńsk i otwarte "pokazanie wała" Zachodowi. A teraz mamy Ukrainę. Ukrainę, która jest kolejnym polem bitwy, na razie dyplomatycznej. Czy na tym się skończy to ja się nie podejmuję spekulować. Niemniej patrzę na to ze strachem. Dlatego, bo nie wierzę w słabość Rosji. Jedyne co jakoś trzyma w szachu - jeszcze - Putina to te amerykańskie lotniskowce. Akurat, na nasze szczęście, USA wycofuje się z Afganistanu co może uwolnić nieco mocy, które można by rzucić na Ukrainę. Ale i to nie jest pewne. Putin zwiększa nakłady na armię, Obama redukuje.
 
Od momentu intronizowania pułkownika KGB mamy na wschodzie spory problem. Od wtedy bowiem Rosja nie doznała żadnej poważniejszej porażki, o czym zdają się natchnieni optymiści zapominać. No, może jedną. Mam na myśli interwencję USA w Iraku, co odbyło się przy nieskutecznym sprzeciwie Moskwy. Poza tym zawsze do przodu. Albo w najgorszym wypadku skutecznie blokując negatywne dla siebie rozstrzygnięcia, jak na przykład w Syrii. Nawet tzw. pomarańczowa rewolucja na Ukrainie (podobno przegrana przez Rosję) skończyła się tak, że piękna Julia dała Kremlowi prezent w postaci przewalonego kontraktu gazowego, a Janukowycz i tak został prezydentem. Dlatego też ci, którzy dziś dzielą skórę na ukraińskim niedźwiedziu nie powinni odfajkowywać zwycięstwa. Wybory dopiero będą, a potem kolejne i kolejne. Z nieznanym skutkiem. Nastroje, także antyrosyjskie, po pomarańczowej rewolucji były przecież podobne. Niektórzy też wieszczyli szybką integrację Ukrainy z Zachodem.
 
Wszystkie wyżej wymienione "klęski Putina" dedykuję przesadnym optymistom. Markowi W., Esce i innym. Drugą wojnę w Czeczenii, Gruzję, Syrię… Także Smoleńsk. Skuteczne postawienie na nogi armii i gospodarki. Uzależnienie Zachodu od swoich surowców. Centralizacja państwa i opanowanie przekazu medialnego. O agenturze w innych krajach nawet nie wspomnę.
Tu nie ma się co egzaltować. Tu trzeba trzeźwo oceniać sytuację. Dopiero wtedy można w ogóle myśleć o odpowiednim doborze narzędzi.
Jasne, Rosja ma swoje problemy. Depopulacja społeczeństwa, ekspansja islamu czy też powszechny alkoholizm. Ale cóż z tego, skoro depopulacja trwa w najlepsze także na Zachodzie. Islam także i tam zbiera swoje żniwo. I jedynie alkoholizm jest mniejszy, przy czym "zastępowany" jest tam innymi dewiacjami. Jest też rosnąca presja Chin, ale znów, czy Zachód również jej nie odczuwa? To są problemy Rosji, ale w rozgrywce z Zachodem nie są tak istotne.
 
Co dalej? Czasami, by pójść do przodu trzeba zrobić krok w tył. Może to jest konieczne? Wycofanie się "na z góry upatrzone pozycje". Tam się odbudować, a potem wrócić ze zdwojoną siłą. Poświęcić na to choćby nawet i dekadę. Tak jak zrobił to Putin w Rosji.
Nie strzelać teraz ślepakami. Odbudować gospodarkę. Zadbać o przemysł. Poszukać alternatywnych źródeł energii (to podstawa). Zbudować nadwyżki handlowe. Zredukować długi i odtworzyć rezerwy (też złote). Odbudować siły zbrojne. Wzmocnić wywiad. Skupić się na tym, co fundamentalne. Wtedy, jak się już to zrobi, można wrócić do gry z poważnymi kartami. Może nie będzie jeszcze za późno.
 
Kto miałby to zrobić? Układ sił jest dość prosty. W sumie niezmienny od wieków. Nie licząc Chin poważnymi graczami są tylko Amerykanie, Niemcy i Brytyjczycy. Ci pierwsi mają wszystko, ci drudzy pieniądze i przemysł, ci ostatni wojsko. Reszta, w tym i Polska, może odgrywać rolę jedynie pomocnika. I Polska musi po prostu wybrać pod kogo się "podpiąć". Bo podpiąć to się można i pod Rosję, ale to chyba political-fiction. Tu trzeba umiejętnie kalkulować. Zarówno w krótkim jak i długim terminie. Taktycznie i strategicznie. Tak jak - trzymając proporcje - robił to kiedyś Piłsudski. Nieraz klucząc, zawiązując i zrywając sojusze robić swoje. I przede wszystkim - nigdy, przenigdy nie lekceważyć Putina.
Ortodoks
O mnie Ortodoks

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka